Julie and the Phantoms: młodzieżowy serial muzyczny na miarę High School Musical? | Recenzja


Julie and the Phantoms to najnowszy muzyczny tytuł ze stajni Netflixa skierowany głównie do młodszych odbiorców. Jeżeli jednak nie masz już -nastu lat, kochasz filmy muzyczne i, jako dojrzały widz, jesteś w stanie przymknąć oko na pewne niedociągnięcia i klisze rządzące produkcjami dla młodzieży; jeżeli swojego czasu byłeś fanem High School Musical i Disney Channel i teraz chcesz przypomnieć sobie tamte emocje – warto zapoznać się z tą amerykańską wersją brazylijskiego serialu i niezobowiązująco, aczkolwiek bardzo miło, spędzić przy niej wieczór.

Julie to uzdolniona muzycznie nastolatka, która jednak nie pokazuje światu swojego talentu i nie wykorzystuje go. Rezygnuje z kolejnych możliwości, jakie dałyby jej głos i umiejętność gry na instrumentach, traci także okazję dostania się do klasy muzycznej. Wszystko dlatego, że muzyka przypomina jej o zmarłej matce i dziewczyna nie jest w stanie pokonać tej bariery, by zacząć znowu grać. Pewnego dnia na jej drodze pojawia się boysband, dzięki któremu w Julie zaczyna odradzać się miłość do śpiewu i pisania nowych piosenek. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że chłopcy z ów zespołu zginęli 25 lat wcześniej i pojawiają się przed nastolatką jako duchy.

Julie and the Phantoms, choć sztampowe, miło zaskakuje. Historia nastoletnich problemów zgrabnie równoważy się z trudnymi tematami śmierci najbliższych wzbudzając zainteresowanie i angażując widza. Produkcja z pewnością skierowana jest do młodszych odbiorców, co widać w niedociągnięciach fabularnych, dziurach logicznych i elementach, na które – być może – dwunastolatek nie zwróci uwagi, ale i dla dorosłego tytuł ten może stanowić pewnego rodzaju guilty pleasure, bo jest po prostu przepełniony humorem, urokiem i słodkością. Co prawda przez te niedociągnięcia może nam się wydawać, że przegapiliśmy jakieś ważne fakty dotyczące funkcjonowania wykreowanego w serialu świata, bo dlaczego duchy czasem przenikają przez przedmioty, a innym razem mogą normalnie siedzieć na ławce i czego tak naprawdę chce główny villain tej opowieści oprócz prowadzenia klubu? To błędy, źle poprowadzona fabuła, czy przegapiliśmy odcinek? Jednak to ten typ seriali, w których po prostu przymykamy oko na zbytnią naiwność niektórych postaci i cieszymy się seansem uśmiechając się do ekranu jak mysz do sera.


Oczywiście nadanie tej historii etykietki 7+ i uproszczenie jej w wielu aspektach uświadamia nam, że mogło być lepiej. Twórcy nie skupiają się na głębokiej analizie psychologicznej poszczególnych postaci i mimo że każda z nich ma swoją przeszłość, motywacje, indywidualne cechy charakteru, które mogłyby bardzo wpłynąć na ich działania i dalszą fabułę, to jednak potrafią w mgnieniu oka odsunąć od siebie wszelkie traumy, porzucić troski i wyjść na scenę śpiewając wesołą piosenkę, jakby przed chwilą nie wypłakiwali łez. Na plus oceniam wątek homoseksualny, który nie krzyczy do nas z ekranu "patrzcie, robimy tolerancyjną produkcję i teraz wszystko będzie kręciło się wokół romansu", tylko jest wprowadzony bardzo naturalnie, jako jedna z cech danej postaci, tuż obok wegetarianizmu drugiej. Pojawia się tu też kilka bardzo intrygujących scen dotyczących straty dziecka/rodzica, bo przecież rodziny naszych duchów wciąż gdzieś istnieją, ale nikt nie poświęca temu więcej niż kilku minut, jakby  dla nastolatków popularność była ważniejsza (poza tym, wtedy dostalibyśmy dość dołującą produkcję, zamiast zabawnej, rozśpiewanej, rodzinnej komedii). Za to zakończenie pierwszego sezonu wydaje się dość rozczarowujące, ponieważ cały nadbudowywany dramatyzm rozwiązuje się zaledwie w minutę (coś a'la "zaskakujący happy end z pocałunkiem prawdziwej miłości"). Być może mój zawód wynika ze wspomnianego wcześniej braku szczegółowego wyjaśnienia działania świata duchów i z faktu, iż widz nie do końca rozumie zamiary czarnego charakteru, które wcale nie okazują się być tak przerażające i niezniszczalne, jak początkowo próbuje się nam wmówić. Niestety wygląda to, jakby twórców zaskoczyła pandemia i byli zmuszeni w ciągu jednego odcinka zakończyć nagrania.

Jeżeli chodzi o utwory, których znajdzie się kilka w każdym odcinku, są to numery popowe, energiczne, wpadające w ucho, podczas których mamy wrażenie, że skądś je znamy. Myślę, że gdyby serial ten powstał w czasach mody na High School Musical, odniósłby podobny sukces (za reżyserię odpowiada Kenny Ortega, od którego dostaliśmy przecież HSM, a także Następców, Rocky Horror Picture Show czy Crazy Ex-Girlfriend, a w obsadzie serialu znaleźli się m.in. Booboo Stewart i Cheyenne Jackson z wspomnianych Następców). Dla musicalowej publiki dodatkowy smaczek może stanowić obsada polskiego dubbingu. Usłyszymy głosy m.in. Sebastiana Machalskiego czy Jakuba Szyperskiego.

Julie and the Phantoms to lekka, przyjemna i zabawna komedia muzyczna dla całej rodziny, ze schematem Teen Beach Movie i Grubego Alberta, która przypadnie do gustu fanom High School Musical i Big Time Rush wymieszanych z nutką powagi i wzruszeń z filmów Uwierz w DuchaZostań, jeśli kochasz i Jak w niebie

Marta Dąbkowska

ZOBACZ TAKŻE:


OBIERZ INNY KIERUNEK:



Prześlij komentarz

0 Komentarze