W skórach i w różu – musical Grease na Scenie Relax w Warszawie | Teatr Muzyczny Proscenium | recenzja

musical grease warszawa

Jeżeli podchodziliście dość sceptycznie do pomysłu, jakoby grupa młodych osób, nie tak obytych jeszcze z wielką sceną, a często wręcz na niej debiutująca, była w stanie przedstawić w przynajmniej przyzwoity sposób tak kultowy tytuł, jakim jest musical Grease – to uwaga, w tym momencie na warszawską Scenę Relax wchodzi Teatr Muzyczny Proscenium, cały na różowo i w skórach, rzuca energetyczną, jakościową bombę i trzęsie podwalinami Waszego zwątpienia.

Teatr Muzyczny Proscenium dał się poznać większej widowni przy okazji ich pierwszej musicalowej premiery na deskach sceny Relax, czyli Little Shop of Horrors. Tytuł ten osobom niezanurzonym w świecie musicalu nie mówił zbyt wiele, jednak produkcja przygotowana przez młodych artystów zrobiła na widzach tak piorunujące wrażenie, że zaczęliśmy interesować się zarówno Sklepikiem z Horrorami, jak i dalej toczącą się karierą poszczególnych członków zespołu. Warto bowiem zaznaczyć, że Teatr Muzyczny Proscenium (wywodzący się ze Śródmiejskiego Teatru Muzycznego), składa się głównie z amatorów, studentów kierunków niekoniecznie muzycznych czy aktorskich lub też taką naukę dopiero rozpoczynających, a także z osób, które w życiu prywatnym zajmują się czymś zgoła odmiennym i dalekim występom na scenie. Już wtedy jednak dowiedzieliśmy się, że w projekcie Antoniusza Dietziusa drzemie ogromna siła, która spokojnie może równać się z pełni profesjonalnymi przedsięwzięciami i artystami – a TM i Fundacja Proscenium stanowią swoisty inkubator dla młodych talentów; nazwisk, które już niebawem otrzymają główne role w największych teatrach w Polsce.

ZOBACZ TAKŻE: Little Shop of Horrors – recenzja

Co jednak wydarzy się w momencie, gdy ten pełen młodych istot zespół, dla którego lata 60. to zamierzchła i nieznana historia, weźmie się za tak kultowy i kontrowersyjny przebój, wręcz kobyłę światka musicalowego, hit znany większej publiczności nie tylko z desek teatralnych, ale i z ekranów – Grease?

GREASE GŁOŚNE POCZĄTKI

Zapewne część z Was mogła zobaczyć Grease nie tylko w formie filmu muzycznego z 1978 roku z Johnem Travoltą i Olivią Newton-John czy w wersji Live (obie dostępne aktualnie na SkyShowTime), ale także na deskach teatralnych w Teatrze Roma w Warszawie bądź w Teatrze Muzycznym im. Danuty Baduszkowej w Gdyni. Wybranie tego materiału mogłoby więc wydawać się ryzykowne – zapewne trudno będzie powstrzymywać się od porównań. Na casting zgłosiło się ponad 700 młodych i zdolnych osób, które chciałyby rozpocząć swoją karierę musicalową, a wybrani szczęśliwcy z różnych miast rozpoczęli próby do spektaklu we wrześniu 2022 roku. Bilety, gdy tylko trafiły do sprzedaży, rozeszły się jak ciepłe bułeczki jeszcze na długo przed setem premierowym – to zasługa zarówno wciąż rosnącej popularności Proscenium, jak i repertuaru samego w sobie. Wszyscy fani musicalu przebierali nóżkami wyczekując 3 marca 2023 roku. Kurtyna uniosła się i naszym oczom ukazało się dynamiczne i roztańczone Grease.

ZOBACZ TAKŻE: Inne musicale dostępne na platformie SkyShowTime

Musical Grease to Ameryka lat 50. i 60., moment narodzin rock'n'rolla i historia kultowej miłości między uroczą, grzeczną, odzianą w róże Sandy a przebojowym, nierozstającym się z żelem i skórzaną kurtką Dannym. To opowieść o szalonej zabawie, ale i o podejmowaniu pierwszych dorosłych decyzji. Grease Teatru Muzycznego Proscenium na Scenie Relax w Warszawie zrealizowane zostało w porozumieniu z Theatrical Rights Worldwide; z librettem, muzyką i tekstami piosenek Jima Jacobsa oraz Warrena Caseya. Utwory "You're the one that I want", "Sandy", "Hopelessly devoted to you" oraz "Grease", które nie występują oryginalnie w wersji scenicznej, a zostały napisane specjalnie do filmu, zostały wykonane na podstawie porozumienia z Robertem Stigwoodem.

musical grease premiera proscenium scena relax

KURTYNA W GÓRĘ

Grease na Scenie Relax zaskakuje niezwykle pozytywnie. Nie było przecież oczywistym, by tak młoda grupa osób potrafiła odzwierciedlić charakter produkcji kilka dekad starszej od nich samych. Za pewnego rodzaju ułatwienie moglibyśmy wziąć fakt, że ten materiał jest idealny do potraktowania go z przymrużeniem oka: Grease jest przecież swoistym przerysowaniem, czy wręcz delikatnym wyśmianiem lat 50. i 60. w Stanach Zjednoczonych i właśnie na tym skupili się twórcy w tej inscenizacji stawiając w dużej mierze na humor – reżyserowi, Antoniuszowi Dietziusowi, udaje się jednak przy tym uniknąć cringu, tandety i parodii. Dodając do tego umiejętności wokalne, aktorskie i taneczne artystów pojawiających się scenie otrzymujemy zastrzyk energii i możliwość naładowania swoich wewnętrznych baterii podczas jednego, 2.5 godzinnego pobytu w teatrze.

Pierwszymi elementami, które rzucą się w oczy widzowi, będą scenografia (boiska, garaże, bary i szkolne korytarze świetnie przygotowane przez Antoniusza Dietziusa, Bartłomieja Szrubarka i Mateusza Otłowskiego) oraz kolorowe kostiumy idealnie odzwierciedlające omawiane czasy (Paulina Skowrońska). Z przyjemnością patrzy się także na energetyczne choreografie (Agnieszka Brańska), a zbiorówki są tak dopracowane, że publice zapiera dech i ma się wrażenie, jakby patrzyło się na profesjonalnych artystów ćwiczących ten układ przez pół życia. Nie mogę nie wspomnieć również o reżyserii światła (Michał Piskorski, Krzysztof Gantner), bo sposób, w jaki cienie, barwy i ich dynamiczne zmiany nie dość, że podkreślają i uatrakcyjniają poszczególne fragmenty show, to jeszcze doprowadzają widza do wizualnej euforii. Mam poczucie, że bez tej pracy spektakl nie robiłby aż takiego wrażenia i śmiało mogę określić reżyserię światła w tej inscenizacji Grease małym dziełem sztuki.

WOKAL, ENERGIA, TALENT

Przyznajcie – wielu z Was wybiera się do teatrów dla konkretnych obsad. Nie wiadomo natomiast czego się spodziewać w momencie, gdy na scenie mają pojawić się nieznane Wam wcześniej nazwiska, co więcej osoby ledwo pełnoletnie, być może na deskach debiutujące. Obawy te jednak możecie całkowicie porzucić, bo już po pierwszych taktach zrozumiecie, że musicalowa część Waszej duszy znalazła się w dobrych rękach (przygotowanie wokalne: Adrianna Furmanik-Celejewska, Anastazja Simińska).

Magda Kusa to idealnie delikatna i dziewczęca Sandy, podobna do oryginalnej również z wyglądu, która nie ma żadnych problemów, by zagrać kultową postać, jak i ponieść tak dobrze osłuchane przecież przez lata songi. Jakub Cendrowski świetnie sprawdził się w roli młodego Johna Travolty, a jego momentami wręcz humorystycznie przerysowane gesty podkreślają, jak bardzo Danny udaje przed innymi, jak zmienia swoje pozy przed różnymi rozmówcami.

Ogromne wrażenie robi także niby drugoplanowy, ale równie zapamiętywalny co role główne Jędrzej Czerwonogrodzki jako Kenickie – publika zachwycona jest nie tylko jego niskim głosem czy umiejętnościami tanecznymi, ale także wykrowanym przez niego charakterem: Jędrzej odnalazł sposób na idealnie wyważoną postać i stworzył twardego, toksycznie męskiego mięśniaka, jednak nieco kokieteryjnego, szelmowskiego i z nutką humoru.

ZOBACZ TAKŻE: Psychika mordercy w musicalu "Thrill me" / recenzja

Na wyróżnienie zasługują także niezwykle charyzmatyczny i zapadający w pamięć Jakub Boros jako Doody, poznany z każdej strony Bartłomiej Szrubarek w roli Rogera (naprawdę z każdej strony, pierwsze rzędy potwierdzą), fantastyczna Angelika Jasińska jako moja spirit animal Jan, przezabawny Łukasz Obłąk i jego sweterek, wciskający w fotel doradca nastolatek Wojciech Bochra oraz zjawiskowa, tanecznie przyprawiająca o zawroty głowy Dominika Sobol.

Tak naprawdę jednak w tym miejscu powinniśmy wymienić każdą jedną pojawiającą się na scenie chociażby na chwilę osobę, ponieważ spektakl przygotowany jest w taki sposób, by przed naszymi oczami cały czas coś się działo. To nie jest tylko dialog między dwójką głównych bohaterów i stojący w tle tłum – tłum ten także, nawet na moment, nie wychodzi z roli; warto obserwować, co dzieje się na drugim planie, bo każdy z artystów dodaje coś od siebie, nikt tu nie stoi jak słup soli czekając na swoją kwestię. Ba, nawet osoby zmieniające scenografię nie wchodzą na scenę ot tak! Siedząc w pierwszym rzędzie nie wiadomo wręcz, na kim zawiesić oko, bo poza parą protagonistów w tle dzieją się zabawne, mniej lub bardziej znaczące sytuacje, które warto śledzić wzrokiem.

musical grease obsada scena relax proscenium

OGÓLNIE GREASE JEST PROBLEMATYCZNE

Za małą wadę tytułu samego sobie możnaby uznać jedynie dość przyspieszone tempo, zakończenie, które nadchodzi nagle i niespodziewanie, jednocześnie nie rozwiązując wszystkich wątków. Nie do końca wiemy na przykład, jak skończyła się historia Frenchy, nie znamy też zakończenia wątku Rizzo, a sama sytuacja między Dannym i Sandy, która nadbudowywana była przecież masą sprzeczek i nieporozumień przez całe widowisko, rozwiązuje się w minutę, za pośrednictwem szybkiej metamorfozy. W tym momencie punkt kulminacyjny produkcji przenika się z zakończeniem, a do tego nie jest zbyt wyraziście podbudowany (to znaczy nie wybrzmiewa, dlaczego Rizzo zmienia nastawienie do Sandy, ani też z jakiego powodu ona sama chce tej metamorfozy dokonać, wszystko to widz musi sobie dopowiedzieć, na co w zasadzie spektakl nie daje mu czasu). Tu jednak pojawia się zarzut płynący do Grease samego w sobie, również do filmu z 1978 roku, jako do materiału powstałego w konkretnych czasach – do wielu widzów nie przemawia plot, by Sandy musiała całkowicie zmienić swój wygląd i charakter po to właściwie, by coś Danny'emy udowodnić, by chłopak chciał się do niej przyznać przed kolegami. Mamy więc wydźwięk toksycznej męskości przy jednoczesnym braku chociażby zalążka zdrowego feminizmu, a przynajmniej zwyczajnej, kobiecej, niezależnej od mężczyzny indywidualności. To jednak, jak wspomniałam, cecha materiału powstałego w tamtych latach, w dodatku celowo przerysowanego i podkoloryzowanego, która zwyczajnie dla dzisiejszych odbiorców brzydko się zestarzała. Odnoszę jednak wrażenie, że spektakl w reżyserii Antoniusza Dietziusa starał się jak najbardziej te mankamenty naprawić, wytłumaczyć poszczególne zachowania. Danny w tej wersji nie jest tylko zapatrzonym w siebie mięśniakiem, dostajemy sceny, z których wynika, jak bardzo zależy mu na Sandy, a wszystko, co robi, jest tylko pozą – to w świetny sposób oddaje Kuba Cendrowski, czasem wręcz komediowo podchodząc do poszczególnych kwestii, oraz swoją mimiką twarzy wyrażając zagubienie między dwoma środowiskami, których jednocześnie chce być częścią. U Sandy, czyli Magdaleny Kusej, również wielokrotnie da się zauważyć małe oznaki buntu, które doprowadzają do finału – libretto i licencja nie pozwalają jednak na tak duże zmiany w scenariuszu czy reżyserii, by charakter i motywacje z założenia lekko mdłej postaci stały się dla widza jeszcze bardziej zrozumiałe. Otrzymujemy więc grzeczną dziewczynkę, która nagle postanawia zmienić się o 180 stopni, a jej pobudki, to, czy Sandy robi to dla siebie czy dla innych, z własnej woli czy pod presją, by udowodnić coś sobie czy innym – to wątek, nad którym od lat pochylają się i o którym dyskutują odbiorcy w różnym wieku.

PODSUMOWUJĄC – KUP BILET NA GREASE

Grease w wykonaniu Teatru Muzycznego Proscenium zagwarantuje Wam niesamowitą zabawę i naładuje endorfinami. To wspaniały sposób na spędzenie wieczoru i poprawę humoru. Młodzi artyści, których zobaczycie, stanowią przyszłość polskiego musicalu i za rok czy dwa będziecie mogli z dumą powiedziec "znałem ich, zanim to było modne". Chociaż Grease, jako tytuł sam w sobie, może wydawać się musicalem fabularnie dość przestarzałym i problematycznym, twórcy tej inscenizacji wycisnęli z niego jak najwięcej dokonując zmian i pozbywając się wad, wytrącająm tym samym kilka argumentów przeciwnikom tego tytułu. A skoro bilety na set premierowy na Scenie Relax rozeszły się w mgnieniu oka – może to stanowić najlepszą reklamę.

Marta Dąbkowska

Prześlij komentarz

0 Komentarze