fot. Marta Dąbkowska |
Jest rok 1987 (w Polsce pewnie bardziej po 89.), przed ekranami telewizorów zasiadają dziewczęta w każdym wieku, by podziwiać szalone i nieco bulwersujące jak na te czasy ruchy taneczne, które finalnie, oczywiście, doprowadzają do wielkiej, pięknej, ekranowej miłości. Bo film romantyczny nie może skończyć się źle, gdy pojawia się w nim cicha myszka będąca uosobieniem skromnych widzek (Jennifer Grey) i ten przystojny facet w rozpiętej koszuli z twarzą Patricka Swayze. Świat oszalał na punkcie Dirty Dancing i nawet wątpliwy zaszczyt noszenia miana najgorzej przetłumaczonego tytułu (Wirujący Seks) nie zmieni faktu, że i teraz, prawie czterdzieści lat po premierze, wciąż ogląda się tę produkcję z nutką nostalgii.
W roku 2024 przyszedł czas na musicalową reaktywację tego tytułu – choć nie dosłowną i nie tak wierną pierwowzorowi, jak można by się spodziewać. Wystawiany w Teatrze Rampa Wirujący Seks, polskie love story nie jest bowiem kolejną sceniczną inscenizacją kultowego filmu Dirty Dancing, a jego wariacją. Należałoby wręcz powiedzieć, że twórcy warszawskiej wersji tego tytułu jedynie zainspirowali się oryginałem i sukcesem, jaki odniósł, by stworzyć całkowicie świeżą historię, mającą szansę dotrzeć zarówno do nowych odbiorców, jak i tych, którzy ciepło wspominają młodego Swayzego. Jak mówi sam reżyser spektaklu, Tadeusz Kabicz, "Robimy Wirujący seks, ale nie Dirty Dancing, tylko coś o Dirty Dancing".
ZOBACZ TAKŻE: jak o Wirującym Seksie opowiadają aktorzy i twórcy
O CZYM WŁAŚCIWIE JEST MUSICAL WIRUJĄCY SEKS, POLSKIE LOVE STORY W TEATRZE RAMPA?
Mania jest poukładaną, młodą kobietą, perfekcjonistką, która nigdy się nie myli. Gdy zbliża się dzień jej ślubu, wie jedno – razem ze swoim mężem zatańczą na weselu układ z Dirty Dancing, bo to przecież film jej młodości, najpiękniejsza choreografia, a motto "nikt nie stawia Baby w kącie" towarzyszyło jej na wielu polach życia przez lata. Komplikacje zaczynają się tuż przed uroczystością – narzeczony, Henryk, rozrywkowy i skromny data analist, skręca nogę, przez co układ taneczny będzie trzeba zmodyfikować. Gdy jednak para zjawia się na miejscu przyjęcia ślubnego, w Marzeniowicach, napotyka nowego instruktora tańca, Patryka, łudząco przypominającego Patricka Swayze. Czy zdyscyplinowana Mania pozwoli by jej sercem, chociaż na chwilę, zawładnęły namiętność i pożądanie? Czy scenariusz jak z filmowego romansu ma szansę ziścić się w rzeczywistości?
Wirujący seks nie jest jednak tylko romansem. Fabularnie spektakl skupia się na trzech wątkach, które łączy miłość do filmu Dirty Dancing: 1. zbliżający się ślub, rozmyślania o przyszłości, prawdziwej i filmowej miłości, a także prawidłowym (bądź błędnym) wyborze partnera na resztę życia; 2. historia rodziców głównych bohaterów, miłości, zdrady, rozstania, a wszystkiemu winne zdaje się być tłumaczenie tytułu "Wirujący seks"; 3. rodzinne waśnie właścicieli i mieszkańców dworku w Marzeniowicach, do których to także doprowadził taniec. I chociaż romantyczne uczucie zdaje się stać na pierwszym miejscu, nie można powiedzieć, by pozostałe historie zostały zbagatelizowane – naprzemiennie zdradzane są widzowi kolejne tajemnice i przybliżana problematyka relacji między postaciami. Czasem wręcz odrębne wątki toczą się na naszych oczach w tym samym czasie: doskonale zaaranżowano tu scenę, dysponując całą dostępną przestrzenią i sprytnymi metodami (gasnącym światłem, zasłaniającym widok ekranem czy przejściem aktorów w inne miejsce) skracając czas oczekiwania na zmianę scenografii do kolejnej sceny (scenografia i kostiumy: Natalia Kitamikado, reżyseria świateł: Michał Głaszczka, projekcje: Karolina Jacewicz).
fot. Marta Dąbkowska |
WIRUJĄCY SEKS TO KOMEDIA ROMANTYCZNA, Z NACISKIEM NA "KOMEDIA"
Wybierając się na Wirujący Seks do Teatru Rampa trzeba być świadomym, z jakim kalibrem będziemy mieć do czynienia: a nie jest to ckliwy, pełen dramatów romans, tylko komedia wielokrotnie podkreślająca widzowi, że ma się poczuć jak na t y p o w y m polskim weselu. Mamy więc tańce i swawole, przekleństwa, toasty, niewybredne żarty i pijanego wujka opowiadającego o kiełbasie. Momentami, przy pierwszym zetknięciu z materiałem, można mieć poczucie lekkiego cringu, obciachu, jednak wystarczy wczuć się w konwencję tej stereotypowej polskiej imprezy, by poczuć, że nie jest to głupiutki i źle zrealizowany spektakl, a celowa stylizacja i estetyka. W pojęciu tonu tej opowieści pomagają nam aktorzy, często bawiąc się rolą, zarzucając nas dużą dawką humoru i przybierając pozę wskazującą, by do musicalu podejść z dystansem i, być może, traktować jego elementy jak delikatną parodię komedii romantycznych (do których, swoją drogą, sprytne oko i ucho dopatrzy się wielu odniesień).
Odbiór wzbogaca także angażowanie widzów w przedstawienie oraz częste łamanie czwartej ściany przez artystów – już przed spektaklem, jak i w jego trakcie, po foyer teatru czy na sali, między rzędami, przechadzać będzie się obsługa dworku w Marzeniowicach, by powitać gości czy zapytać o samopoczucie. Sprawia to, że od razu po przekroczeniu progu teatru czujemy się jak goście weselni i możemy łatwiej przeniknąć do fabuły Wirującego Seksu.
MANIA MOŻE WYBRAĆ PATRYKA ALBO PATRYKA – PORÓWNANIE OBSAD
Duży wpływ na odbiór Wirującego Seksu w Warszawie może mieć obsada – każdy aktor bowiem nieco inaczej wykreował swoją postać i od naszych osobistych preferencji zależy, które podejście bardziej przypadnie nam do gustu. Jest to także idealny argument, by wybrać się do Rampy kilka razy i dokonać porównania przed ostatecznym wyborem ulubieńców.
Główna bohaterka, Mania, w wykonaniu Agaty Łabno wydaje się młodą, poukładaną kobietą, po której faktycznie widać zamiłowanie do organizacji, wręcz perfekcjonizmu, którego brak może wyprowadzić z równowagi. W Mani Karoliny Gwóźdź natomiast można dostrzec większe szaleństwo i tę małą, czasem szaloną dziewczynkę, która wciąż marzy o romansie jak z filmu. Obie są w swojej roli naturalne i wiarygodne.
Maciej Pawlak jako instruktor tańca zdaje się wiedzieć, że do jego postaci mają wzdychać wszyscy na scenie i poza nią. Jego Patryk to macho z wiecznie rozpiętą koszulą, błyskiem w oku i pracą bioder godną młodego Agustina Egurroli – jednocześnie widać, że jest to celowo lekko wyolbrzymiona, komediowa kreacja, idealnie wpasowująca się w konwencję całego spektaklu. Drugi odtwórca tej roli, Marek Zawadzki, podchodzi do swojej postaci w bardziej wyważony, poważny sposób – w tym Patryku można odczytać, że chłopak nie chce być w Marzeniowicach, z ludźmi, z którymi się nie dogaduje, nie chce uczyć tańca kolejnej pary, bo, prawdopodobnie, znowu skończy się to tragicznym finałem.
Podobnie sytuacja prezentuje się u Dawida, czyli brata Patryka. O ile Marcin Januszkiewicz stworzył mężczyznę nieco nieokrzesanego i bardzo emocjonalnego, co dopełnia komediowy wydźwięk całego spektaklu i przykleja uśmiech do twarzy widzów, tak pod Dawidzie Wojciecha Kurcjusza widać znacznie więcej powagi i złości, dzięki czemu wyraźniej rysuje się on jako czarny charakter historii.
fot. Marta Dąbkowska |
Obaj panowie wcielający się w postać Henryka, wybranka Mani, czyli Dominik Mironiuk i Krzysztof Róg, zyskują sympatię widzów. Henio to z jednej strony typowy matematyk, komputerowy nerd, ściśle myślący, ceniący sobie logikę i wszystko, co obliczalne (numer "Excel Henryka" był melodią, która utkwiła mi w głowie już po pierwszym zetknięciu ze spektaklem), a jednocześnie potrafi okazać czułość wobec swojej narzeczonej i zaszaleć na weselu – chociaż ewidentnie lepiej czyta liczby i tabele niż ludzi.
Rolę matki Mani, która, jak się okaże, odegra niezwykle istotną rolę w całym spektaklu i jest wręcz ściśle związana z jego tytułem, odgrywają fantastyczne Anna Mierzwa oraz Katarzyna Walczak, a w ich męża i ojca głównej bohaterki wciela się Konrad Marszałek. Jerzym, czyli ojcem Patryka i Dawida, stał się Julian Mere, natomiast Kamila Boruta-Marszałek i Anna Pupek otrzymały rolę tajemniczej Żanety, która wyciągnie na światło dzienne kilka tajemnic rodzinnych (i filmograficznych). W dworku w Marzeniowicach musi też panować ogólny ład i porządek, nad czym czuwa cała obsługa: Przemysław Niedzielski jako Ryszard, Justyna Cichomska i Adrianna Dorociak w roli Aldony, Dominika Kozak i Agata Ewa Mociak jako Roxy oraz Jakub Cendrowski wraz z Łukaszem Kamińskim w roli Benka i naszego naczelnego operatora kamery spektaklu ślubu.
Warto także zaznaczyć, że w musicalu Wirujący Seks nie mamy odrębnej grupy tancerzy – wszystkie choreografie (Michał Cyran) wykonują sami aktorzy, więc przygotowanie do spektaklu wymagało od nich znacznie więcej pracy, ale dostajemy dzięki temu gwarancję rzetelnego castingu i wyboru wszechstronnie uzdolnionej obsady.
ZOBACZ TAKŻE: Jak wyglądają postacie w musicalu Wirujący Seks [fotorelacja]
MARZENIOWICE ZAPRASZAJĄ NA IMPREZĘ
Wirujący Seks, polskie love story, nie jest prawdopodobnie musicalem, który zmieni Wasze życie – gwarantuje jednak fantastyczną rozrywkę i dwie godziny zabawy przepełnionej zarówno humorem i popkulturowymi nawiązaniami, jak i trudniejszą tematyką. A wszystko to w rytm melodii znanych i lubianych (Windą do nieba, Private Dancer czy kultowego Time of my life), ale także numerów całkiem nowych i muzycznie różnorodnych (aranżacje i muzyka – Grzegorz Rdzak, teksty: Tadeusz Kabicz i Grzegorz Rdzak). Należy jedynie przygotować się na to, co nas czeka: że nie otrzymamy drugiej wersji Dirty Dancing, a jedynie wariację na ten temat, oraz że poziom humoru spektaklu może wydać się czasem absurdalny czy frywolny – ale czego możemy spodziewać się po typowym polskim weselu, na które nas zaproszono? :)
Bilety oraz obsada na poszczególne dni – TUTAJ
0 Komentarze